poniedziałek, 24 maja 2010

Z pierwszej ręki.

Dostałem emaila od osoby która znalazła mojego bloga. Ów osobnik opisał mi swoją sytuację kiedy ponoć miał "styczność" z demonami. Oto większość jego emaila, wyciąłem kawałki które nie miały sensu tylko i wyłącznie po to żeby was nie zanudzić. Do tego co on napisał, nie mam nic do dodania.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Żyłem sobie jak każdy inny polak. Troche kiepsko z kasą, ale zawsze coś się udało skombinować. Urodzony i wychowany na Kośminku, w najgorszych slumsach Lublina, nie miałem zbytnich szans się wybić, ale cechą z której mnie od dzieciństwa znają moi koledzy jest upór. Jako pierwszy w sąsiedztwie załatwiłem sobie lapka. Musiałem miesiącami rozwozić gazety, rozdawać ulotki... Ale czego się nie robi, żeby zdobyć coś na czym Ci zależy.

Ojciec pracował na dworcu, więc przez lata, po trochu, odłożył mi na szkołę i po skończeniu L.O. ze średnimi wynikami (dobrze, że się zainteresowałem piłką, bo bez FC Kośminek bym w ogóle nie zdawał, a tak to mnie nauczyciele chociaż szanowali i miałem treningi jako wymówkę dla nieodrobionych prac domowych) dostałem się na KUL.




Podczas studiów zacząłem się spotykać z ludźmi trochę głębiej siedzącymi w internecie i jako student zacząłem korzystać z uczelnianej bezprzewodówki. Kumpel doradził mi pewnego IRCa, bo widział, że w realu, to raczej już życia nie mam.

Byłem właśnie tuż po sesji na ostatim roku na Prawku. Siedziałem, jak zwykle w palarni, z lapkiem na kolanach, gadając z kilkoma kumplami, kiedy ktoś podesłał linka do programiku. Ściągnąłem. Nic ciekawego, jakiś niezrozumiały bełkot. Pobawiłem się trochę i wyłączyłem lapka. Sprzątaczki zaczęły robić obchód, więc czas był najwyższy, żeby wracać do domu.

Po kilku dniach, komp zaczął dostawać jakichś dziwnych wybryków. Programy się nie chciały uruchamiać, albo zajmowały od groma pamięci. Zmyłem się do domu, żeby odinstalować ten cholerny program.

Trzy dni później, w poniedziałek, zaczęło się. Kiedy przyszedłem do palarni, kilku z najbliższych kumpli nawet na mnie nie spojrzało, tylko klepali coś na swoich kompach. Kiedy zaczepiłem Staszka, z którym znaliśmy się od podstawówki, spojrzał na mnie i jakby mnie nie rozpoznawał. Coś było stanowczo nie tak, ale to był dopiero początek. Poszedłem do kibla, a kiedy wróciłem, wszyscy stali w kręgu dookoła czegoś... Ledwo to widziałem. Jakieś macki, jakaś galaretowata masa stała na środku. Uciekłem.

W domu znalazłem instalkę programiku w downloadach. Nie mogłem uwierzyć, że te demony, o których opowiadał na IRCu ten kretyn są prawdziwe... Ale jak tak... Cóż... Zainstalowałem jeszcze raz programik. Jak już coś takiego istnieje, to lepiej wiedzieć, czym się to je. Nic nie rozumiałem. Jakiś stary język, ale ani greka ai łacina...

Nie zdążyłem nic więcej wyczytać. Wyszedłem właśnie do kuchni, po puszkę energetyka, kiedy przez drzwi mieszkania wbiło się kilku ludzi, wrzeszcząc moje imię. Rozpoznałem między nimi Staszka i trzech innych kumpli. Ostatniego nie znałem... Uciekłem do ogródka.Laptop, w którym przycisk przejścia w stan spoczynku już od lat nie działał, wylądował w torbie, której nawet nie zdjąłem z ramienia po powrocie.

Dogonili mnie w miarę szybko. Jeden z nich złapał mie za koszulkę i zaczął ciągnąć po ziemii do reszty grupy. Złapałem coś co mi wpadło pod rękę i zamachnąłem się na odlew. Trafiłem w plecy. Łopatą. Rafał padł na ziemię, ale za razem nie padł. To coś co stało w jego miejscu nie da się opisać. Niby ludzkie, ale... Nie do końca. Podniosłem się szybko i zdzieliłem to jeszcze raz. tym razem ostrym brzegiem łopaty. Poczułem jak gruchoczę kości. Reszta była prawie na miejscu. Łopata złamała się na trzecim przeciwniku. Nikt na szczęście nie zginął, ale mieli kilkudniową dziurę w pamięci. Odwiedzałem ich w szpitalu, upewniając się za razem, czy to na pewno tylko oni.

( ***)

Lekarz wcisnął przycisk pod blatem biurka.
- No cóż. Rozumiem. Czyli te... Demony... Da się je pokonać najzwyklejszą łopatą?
- Mówiłem przecież... - Przez drzwi gabinetu weszło kilku silnych sanitariuszy. Jeden z nich trzymał w ręku strzykawkę, drugi kaftan bezpieczeństwa.
- Tak... Obawiam się, że będzie pan musiał z nami zostać trochę dłużej. Proszę się nie martwić. Wszystko będzie w porządku.



-------------------------------------------------------------------------------------
Z powodu nieścisłości których nie zauwarzyliśmy wcześniej dodaliśmy kilka podpunktów w Zasadach, zostały oznaczone słówkiem "edit" dla łatwiejszego znalezienia.
Przeniesiony na osobną stronę został też dział FAQ aby ułatwić do niego dostęp.
Dodany został nowy link, baaaardzo przydatny streszczający sporą ilość tytułów serii jest TUTAJ, osobom które niezbyt znają angielski polecam http://translate.google.com/ wystarczy wkleić link i wybrać język tłumaczenia.

Prawdopodobnie będzie jeszcze kilka takich zmian, prosimy o cierpliwość.

Ekipa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz